Dżyzys jak mi się nie chce pisać :<< (teraz )
Bianca
Na początku spojrzałam w stronę chłopaka z blizną przechodzącą przez oko na prawej stronie twarzy (zdecydowanie nie pamiętam jego wyglądu i zdecydowanie nie umiem opisywać ludzi). Zdziwiło mnie to, że on nadal był marną duszyczką. Przebiegłam wzrokiem po innych. Oni też nic ! Co się do jasnej cholery dzieje? Coś mi tu nie gra..... Skierowałam spojrzenie na samochód Rick'a. On jest bogiem życie więc nie sądze żeby on był przyczyną problemu. Usiadłam na nagrobku niejakiej Emily Fluppeflu, która niech spoczywa tu w pokoju i niech Bóg ma ją w swojej opiece. Hmmm. Gdy umarła miała czterdzieści lat. pogrzeb odbył się dwadzieścia lat temu. Biedna Emily. Spojrzałam na kwiaty i zapalone znicze na jej grobie. I coś mi się przypomniało... Wtedy kiedy mój brat chciał się ze mną spotkać miał jakieś dary! No tak MacDonald's! Ale... ja wyciągnęłam tych herosów i oni powinni już dawno żyć!
-O nie-powiedziałam.
Mój kochany, porządny tatuś maczał w tym palce! Jak ja go dorwę to będę kazała mu jeść owsiankę jego matki! Zacisnęłam pieści. Myśl Bianca, myśl.... Zamknęłam oczy. Jesteśmy na cmętarzu. No właśnie, musimy znaleźć się daleko od niego. Ruszyłam w stronę auta nakazując reszcie iść za mną
Otworzyłam tylne drzwi.
-Panie Riordan. Emmm. Jest pan bogiem i ma pan samochód, więc mógłby pan zamienić go w jakąś ciężarówkę czy coś? Będę panu naprawdę wdzięczna-powiedziałam.
Widać, że się denerwuje.
-Em... tak jasne nie ma problemu-powiedział. Kiwnęłam głową. Rick wysiadł z auta, pstryknął palcami i małe auteczko zamieniło się w podobne auto co mają w Obozie (dyskretne XD). Skinieniem głowy dałam znak zmarłym by wsiedli do wozu.
-Panie Rick. Musimy jakoś ich dyskretnie przenieść do jakiegoś hotelu. Wtedy ich ożywię.-powiedziałam. On tylko kiwnął głową. Wyjechaliśmy z parkingu i ruszyliśmy w drogę. Nudziło mi się więc postanowiłam jakoś przedstawić całą sytuację. Persefona może dać sygnał Hadesowi, że byłam na dole. Kiepsko. Jak przyjedziemy do jakiegoś hotelu to co dalej? Wiem. W filmach gdzie jest hotel to prawie zawsze ludzie chowają się na specjalne takie urządzenie do przenoszenia bagaży. Więc moglibyśmy ... zaraz. Przecież oni nie żyją! To nie będzie problemu.
Jeju czemu jestem dzisiaj aż tak nieogarnięta? (w realu też ;P)
Gdy wreście dojechaliśmy do hotelu byłam mega spokojna.
-Wysiadamy-oznajmiłam.
Wszscy mnie posłuchali. Ruszyliśmy w kierunku wejścia. Mili panowie otworzyli nam drzwi. Usmiechnęłam się do jednego, który miał przypiętom plakietkę z imieniem Riley. Hmmm. Dziwne imie. Rick ruszył w stronę recepcji. Ja usiadłam na miękkim, czerwonym fotelu. Na stoliczku przedemną leżały jakieś gazety i ciasteczka. Wziełam jedno bo teraz dopiero zrozumiałam jaka jestem głodna. Spojrzałam na herosów. Patrzyli na mnie jakby chcieli mnie zabić.
-No co?-spytałam. Jakaś staruszka siedząca po mojej prawej stronie spojrzała na mnie z litością w oczach.
Uśmiechnęłam się do niej. Zbiłam ją z tropu bo odwruciła wzrok. Spojrzałam na recepcje. Do pana Riordan'a podeszła jakaś pięćdziesięcioletnia pani. Miała na sobie brązowe futro, torebkę od Hermesa , nie nie tego naszego Hermesa tylko takiej firmy. Na nosie miała okulary od Gucci'ego, usta pomalowane na ostry czerwony. Chodziła w szpilkach. Nawet z tego miejsca wyczułam zapach drogich perfum. Musiała tędy przechodzić. Zaczęła cos mówić Rick'owi, pogrzebała w torebce i wyciągneła skórzany notesik z piórem. Podała to Riordan'owi. Na jego twarzy widniał uśmiech. Nie wiem czy sztuczny, czy prawdziwy. Napisał coś w nim i szybkim krokiem podszedł do nas.
-Hmm. Fanka?-spytałam. Spojrzał na mnie spodełba. Starsza babcia siedząca obok mnie, znowu spojrzała na nas. Tym razem na jej twarzy widniał niepokój, strach i niedowierzenie. Nie iwem co ona sobie pomyślała. Zmarszczyłam brwi. Podejrzwałam ją o coś bardzo dziwnego. Ona chyba niemyśli, że...
-Chodźmy dziadku, jestem zmęczona-powiedziałm do Ricka tym samym uspakając starszą panią. Rick chyba pomyślał o tym samym co ja wcześniej. Ruszyliśmy w stronę windy. Błagam żeby ta winda była pusta. Rozbrzmiał dzwoneczek oznajmujący, że winda przyjechała na parter. Wysiedli z niej ludzie. Wszyscy. Szybkim krokiem zajeliśmy ich miejsce i Rick przycisnął przycisk z numerem dziewięć. W windzie leciała muzyczka. Mozart. No cóż. Gdy wreście dojechaliśmy na nasze piętro i doszliśmy do drzwi z numerem dwieście dwadzieścia cztery, weszliśmy do środka. Nie miałam czasu podziwiać pomieszczenia odrazu wziełam się do roboty. Zamknęłam oczy. No błagam, błagam zamieńcie się w ludzi. No ! Błagam! Proszę. Czemu nigdy nie dzieje się to czego ja chcę? No błagam! Teraz otworzę oczy i oni się będą zamieniać. Powoli otworzyłam oczy.
-A
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńA mówiłam pisz dalej. Masz talent c:
Niepokoi mnie ta staruszka ... albo stwierdzila ze bianca jest szurnieta, albo widzi przez mgle slbo... po tb sie mozna wszystkiego spodziewac c:
Pozdraeiam
Stateczeg ;3
BYłam na Zielonej Szkole jak zresztą większość mojej klasy więc nie mogłam pisać komentarzy.
OdpowiedzUsuńJak przeczytałam ostatniego posta o zawieszeniu bloga to chciałam rzucić komputer o ścianę. Jak możesz tak myśleć?
Rozdział fajowy. Czekam na następne.
Stateczgu: tak ta babcia pomyślała, że Bianca jest szurnięta :D
OdpowiedzUsuńGabi: Jednak zmieniłam zdanie ;P No cóż tak już bywa:)
Pozdrawiam-A
Czy ty wiesz jak ja Cię kocham ? xD
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział? Kiedy Pamiętnik Nico (a) ? :O
Pisz, pisz, pisz,pisz,pisz.